Gospodarz do późna naprawiał kombajn, mimo to szybko usnąłem. Obudziłem się o 6,30 i miałem zamiar jeszcze trochę pospać ale jak to w gospodarstwie chwilę później znowu zaczęli naprawiać kombajn wszak żniwa w pełni więc sprzęt musi być sprawny. Wstaję i już po 8 jestem gotowy do wyjazdu, kierunek Browar Rojber. Po drodze biorę kąpiel w niewielkiej rzece, woda lodowata i rwąca niczym w górskim potoku. Gdy z niej wyszedłem i coś robię przy bagażu przednie koło roweru opartego o drzewo niespodziewanie skręca i rower niebezpiecznie zaczyna się staczać w stronę rzeki, zatrzymuję go chwytając za bagażnik. W tym momencie słyszę że coś się stacza do rzeki, myślę że to kamień ale jak słyszę plusk mimowolnie tam zerkam. Rzeką płynie mój aparat, biegiem zbiegam do rzeki i udaje mi się go złapać zanim całkiem odpłynie. Wylewam wodę z torby, wyjmuję aparat i z niego też wylewam wodę, wyciągam też gorące już baterie i kartę pamięci. Od tej pory aparat wiozę na szyi aby się nagrzewał od słońca i schnął a zdjęcia będę robił tylko telefonem. Docieram do Jemielnicy, do Browaru Rojber, podwórze otwarte ale w browarze nikogo. Udaje mi się skontaktować z piwowarem i już po 10 minutach przyjeżdża rowerem. Pokazuje ten malutki browar i opowiada jego historię. Żegnamy się i ruszam do Browaru Opolskiego w Krośnicy gdzie piwowarem jest mój znajomy. Zastaję go przy pracy, akurat warzy kolejne piwo. Trochę tu zostaję rozmawiając nie tylko o browarze i piwie. Opuszczam browar i udaję się do Opola, tu też mam zaznaczony na mapie jakiś adres ale nie znajduję pod nim browaru, coś pokręciłem przygotowując sobie mapy. Wiem że w Opolu jest browar Słociak ale w nim już kiedyś byłem i nie jest mi do niego po drodze. Wjeżdżając do Opola uległa uszkodzeniu jedna z gum trzymających bagaż i teraz cały czas próbuje on spaść to z jednej, to z drugiej strony roweru. Jest to bardzo stresujące bo na krzywych ścieżkach rowerowo-pieszych muszę co chwila stawać i poprawiać bagaż. W końcu Opole się kończy ale zaczynają się kolejne gęsto zabudowane trzy miejscowości. Zrobiło się już bardzo późno, prawie zmierzch gdy wyjeżdżam z ostatniej z nich, teraz mam piękną asfaltową drogę rowerową przez las. Postanawiam rozstawić namiot w miejscu odpoczynku przy niej ale dwaj chłopacy którzy przyjechali tu na rowerach i piwkują wskazują mi miejsce oddalone zaledwie o 1,5 km od tego miejsca, muszę tylko się wrócić. Nazywają to Balatonem, są to dwa stawy z których jeden jest kąpieliskiem a drugi łowiskiem. Pomiędzy nimi znajduje się duży teren przygotowany pod darmowe biwakowanie, kilka namiotów już tu stoi więc i ja się rozkładam. Dzisiaj 96 km. (1667)