Geoblog.pl    dzidek1960    Podróże    Rowerem z Polski na Węgry i z powrotem.    W drodze na nocleg u rodziny.
Zwiń mapę
2022
30
lip

W drodze na nocleg u rodziny.

 
Polska
Polska, Sromowce Wyżne
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 932 km
 
Wczoraj zanim zasnąłem zaczęło padać, na szczęście deszcz nie był mocny, myślę będzie dobrze. Namiot mały, jednopowłokowy więc jak się kręcę to śpiwór mimowolnie trze o powłokę namiotu i ten zaczyna przemakać w efekcie czego śpiwór w nogach mam mokry. Wstaję o wschodzie słońca i idę się wykąpać do rzeki, przestaje padać. Robię notatki z wczorajszego dnia gdy słyszę grzmoty. Szybko odkładam długopis i biorę się za robienie śniadania, niestety nie zdążyłem i znów pada. Przed ósmą decyduję się na spakowanie mimo że namiot jest wilgotny. Gdy to robię ponownie się rozpadało, po chwili ruszam w drogę. Po przejechaniu kilkunastu kilometrów zaczynam wspinaczkę pod Park Narodowy Słowacki Raj. Droga serpentynami ostro pnie się pod górę, odnoszę wrażenie że nachylenie przekracza 10%, jeszcze nie wiem że tak będzie przez najbliższe 12 km. Deszcz cały czas pada a ja jestem od potu chyba bardziej mokry niż gdybym go nie ubrał. Aby się napić muszę się zatrzymać, odciągnąć gumkę w rękawie przy nadgarstku aby wylał się pot z rękawa bo w przeciwnym razie gdy podnoszę rękę z bidonem do góry on wylewa mi się pod pachą na bok. Gdy tylko dojeżdżam do końca podjazdu zatrzymuję się na punkcie widokowym i zdejmuję płaszcz, już go nie założę. Mimo że nadal pada czuję się dużo lepiej bez niego chociaż od razu jest mi zimno. Na tym punkcie widokowym spotykam dwóch motocyklistów którzy jadą z Krakowa do Rumuni na trasy, które miały być dla mnie główną atrakcją. Chwilę rozmawiamy, potem żegnamy się życząc sobie wzajemnie szerokości i przyczepności. Jadę w stronę Popradu przez nieznane mi jeszcze rejony Słowackiego Raju. Byłem w tym parku narodowym już kilka razy ale zawsze w jego północnej części. Docieram do tunelu przez który przebiega droga którą jadę, mam zakaz ale tunel liczy trochę ponad 300 m więc decyduję się go złamać i przejechać przez niego. Staram się go pokonać jak najszybciej aby nie blokować ruchu, zaraz za nim na drogę dociera z boku ścieżka rowerowa która tu się kończy. Widocznie wjazd na nią miałem gdzieś przed tunelem ale go nie zauważyłem, zresztą i tak bym nie wiedział gdzie biegnie i że będę miał ten tunel. Zatrzymuję się na kawę przy jaskini lodowej, tu podobnie jak na Węgrzech przy tamtej jaskini jest duży parking, sklepy z pamiątkami i restauracje oraz masa turystów. Wreszcie mogę napić się takiej kawy jak lubię, parzonej, bo na Węgrzech wszędzie podawali tylko letnie espresso dziwiąc się że nie chcę do niego cukru i bitej śmietany. Ruszam dalej i zaczyna się dwu kilometrowy12% podjazd na którym kilkakrotnie zatrzymuję się na odpoczynek dziwiąc się czemu idzie mi tak ciężko, przyczynę poznam dopiero za kilka godzin na innym 12% podjeździe. Przed Popradem przestaje padać, jest czternasta, decyduję się odpuścić sobie popradzkie browary i jechać dalej aby przed nocą zdążyć do rodziny w Pieninach. Poprad opuszczam piękną drogą krajową o dwóch oddzielnych dwupasmowych jezdniach z szerokim poboczem, pojadę nią przez kilkanaście kilometrów, dalej przechodzi ona w zwykłą jednojezdniową drogę. Odpuszczam sobie też kolejny browar znajdujący się przy mojej trasie mimo że jest on dopiero niedawno uruchomiony. Zatrzymuję się tylko na obiad w Spišská Belá (Białej Spiskiej). Teraz przed sobą mam tylko pasmo Magury oddzielające mnie od Polski, wiem że będzie ciężko bo jest tam trzykilometrowy 12% podjazd. Gdy tam docieram i zaczynam się na niego wspinać błyskawicznie tracę siły i już po niespełna 200 m muszę odpocząć. odpoczynki muszę robić jeszcze kilka razy nie rozumiejąc dlaczego tak mi się ciężko jedzie. Dopiero na czwartym czy piątym postoju zauważam że tylną przerzutkę mam na środkowej zębatce mimo że na manetce mam najwyższą. Przypominam sobie poprzedni 12% podjazd gdzie też miałem problemy i już znam przyczynę tego braku kondycji. Jakoś udaje mi się wrzucić największą zębatkę i jest od razu lepiej, wjeżdżam na samą górę bez zatrzymywania chociaż jest ciężko. Znowu leje a ja zaczynam trzykilometrowy 12% zjazd. Jadąc z prędkością 50 - 55 km/h delikatnie hamując przed każdym nawrotem serpentyny czuję ból od uderzających kropli o ciało. Po chwili orientuję się że to nie od kropli tylko drobnego gradu którego toczące się po jezdni kulki właśnie dostrzegam. Gdy kończy się stromy zjazd kończy się też i grad ale ulewa nie ustaje. Mam jeszcze do granicy ostatnie kilkanaście kilometrów cały czas lekko z góry. Mimo płynącej drogą wody cisnę ile się da jadąc cały czas z prędkością 32 - 35 km/h a woda z pod kół tworzy pióropusz rozbryzgującej wody. Jestem cały kompletnie przemoczony więc nie przejmuję się ulewą ani wodą z pod kół. Ostatni kilometr przed granicą mam lekko pod górę, próbuję zredukować przełożenie ale przerzutka ani drgnie, pozostaje mi tylko redukcja na przedniej. Ulewa zmienia się w zwykły deszcz gdy przekraczam granicę, za kilka minut docieram do rodziny. Jutro niedziela, postanawiam zrobić sobie dzień odpoczynku u rodziny aby przesuszyć mokry bagaż a przede wszystkim aby sprawdzić i usunąć przyczynę kłopotów z przerzutką. Dzisiaj 115 km. (1296)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dzidek1960
Zdzisław Wasiołka
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 63 wpisy63 1 komentarz1 560 zdjęć560 0 plików multimedialnych0