Geoblog.pl    dzidek1960    Podróże    Rowerem z Polski na Węgry i z powrotem.    Nie wierzę w pechową "13" a jednak, to mój 13 dzień podróży.
Zwiń mapę
2022
28
lip

Nie wierzę w pechową "13" a jednak, to mój 13 dzień podróży.

 
Węgry
Węgry, Sajóivánka
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 803 km
 
Codzienny poranny rytuał i jestem gotowy do wyjazdu. W nocy próbował mi się wcisnąć jeż pod namiot akurat w miejscu gdzie miałem głowę, ale w końcu odpuścił i poszedł grzebać w śmieciach. Pomimo powieszonych na drzewach workach naśmieci i tak wszystkie lądują w ognisku. W miejscu gdzie jest ono palone leży wszystko, butelki i puszki po napojach, papiery itp. Podobnie jest z petami papierosowymi, mimo że cała powierzchnia tego miejsca pokryta jest sianem to leżą wszędzie. Zresztą skutki tego wielokrotnie widziałem w postaci przydrożnych pogorzelisk, również albo nawet przede wszystkim w lasach. Wyjeżdżam i znowu jadę dziurawą drogą w kierunku Miszkolca. Niebawem mam w planie wjazd na krajową "3" o której już wiem że będzie miała zakaz dla rowerów. Pełen obaw o problemy ze znalezieniem alternatywnej drogi powoli zbliżam się do niej. Mam szczęście bo od miejsca gdzie miałbym wjechać na krajówkę prowadzi ddr i biegnie równolegle do krajówki. Z przyjemnością nią jadę ale jak niespodziewanie się zaczęła tak i się skończyła, dobiegła do ostatniej firmy w strefie przemysłowej i już jest po niej. Na krajówkę nie wjadę bo znaki zakazu a poza ddr którą tu dojechałem i drogą dojazdową do firm mam tylko polną drogę odchodzącą w bok. Znowu szukam w mapach i po dużym powiększeniu znajduję jakieś kreski wróżące drogi polne lub ścieżki, ich plątanina może mnie wyprowadzić w pożądanym kierunku. Wjeżdżam na tę polną drogę i już po paru metrach dostrzegam liczne ślady po rowerach, miejscowi na pewno wiedzą co robią więc jadę uważnie aby nie zgubić śladu. Po ok. 10 minutach trafiam na nowiutkie rondo w środku pola, prowadzi do niego tylko jedna nowiutka droga asfaltowa i drogi polne. Wzdłuż ulicy jest też piękna asfaltowa droga rowerowo-piesza, całość z pełnym oznakowaniem poziomym i pionowym i z oświetleniem. Jadę nią i po drodze mam kolejne rondo w szczerym polu, jadę dalej i po przejechaniu ok. 2 km wyjeżdżam na drogę z normalnym ruchem, jestem na przedmieściach Miszkolca. W tym mieście spędzam kilka godzin i jest to kilka najbardziej pechowych godzin w tej wyprawie. Ale po kolei, mam tu zaplanowane 5 browarów do odwiedzenia rozrzuconych po mieście i jego przedmieściach. Właśnie docieram pod pierwszy z nich, wszystko zamknięte a wyszynk rusza za 1,5 godz. Dzwonię do domu na którym jest nazwa browaru, na balkon wychodzi staruszka. Masz ci babo placek, jak ja się z nią dogadam na odległość. Coś do mnie mówi, nie mam pojęcia co ale próbuję jej odczytać tekst z tłumacza, może zrozumie. Chyba jednak się udało i coś zrozumiało bo mi odpowiada i na migi pokazuje że ktoś za godzinę już powinien być. Myślę sobie że za godzinę już będę przy następnym browarze więc tego sobie daruję i jadę dalej. Powiem Wam że tak porąbanego miasta pod względem organizacji ruchu rowerowego jeszcze nie widziałem. Ścieżki rowerowe poprowadzone często po wąskich chodnikach jak niespodziewanie się zaczynają tak i się kończą, do tego przeskakują z jednej strony ulicy na drugą bez żadnego sensu, po prostu tragedia. Zamiast po godzinie do drugiego browaru docieram dopiero po dwóch. Jest to browar restauracyjny przy czterogwiazdkowym hotelu. Ledwo wchodzę do lokalu a już do mnie biegnie kelner z końca sali pokazując abym się zatrzymał. Gdy do mnie dobiegł coś mówi a później widząc że nie rozumiem pokazuje że w stroju kolarskim dalej mnie nie wpuści, trudno, ich piwa nie spróbuję. Pokazuję mu w tłumaczu tekst, czyta go i każe poczekać. Idzie do kobiety za barem, coś jej mówi pokazując na mnie, następnie podchodzą do niego jeszcze dwie inne kobiety i widać że nie wiedzą co ze mną zrobić. Cała czwórka to młodzi ludzie a na sali jest tylko jakaś jedna parka zajęta sobą przy swoim stoliku która w ogóle na mnie nie zwraca uwagi. Instalację browaru doskonale widać za przeszkleniem na końcu sali a ja tu czekam, przez ten czas już dawno bym zdążył zrobić zdjęcia i wyjść. Po kilku patowych minutach jedna z kobiet podchodzi do mnie i każe opuścić lokal, wychodzę. Przyznam się wam szczerze że taka sytuacja przydarzyła mi się po raz pierwszy a odwiedziłem już blisko setkę browarów. Ruszam dalej, po drodze oglądam jeszcze ciekawy plac i choć jest cały pokryty kamieniem nie sprawia wrażenia betonozy. Na jego obwodzie pozostawiono duże drzewa i zbudowano tu na znacznej części placu ciekawy zestaw fontann ze zbiornikiem wodnym. Nie zrobię jednak zdjęć bo mam centralnie pod słońce. Docieram pod kolejny mały browar rzemieślniczy z własnym wyszynkiem, wchodzę i podaję telefon z tłumaczem barmanowi, czyta go na głos a jakiś facet stojący obok mnie coś mówi i pokazuje mi że nie ma problemu i mam podejść do bramy obok baru. Wychodzę, wyjmuję aparat i czekam pod bramą. Po chwili wychodzi ten co mi pokazał abym czekał pod bramą i jednak każe wejść do baru, myślę ze jednak przejdę przez bar. Czekam chwilę przed ladą i zdziwiony barman wychodzi ze mną na ulicę, rozgląda się jak by szukał tego drugiego, klnie pod nosem i pokazuję że nic z zobaczenia browaru. Z tego co zrozumiałem to ten drugi był piwowarem i zagrał sobie ze mną w kulki, zrobił sobie jaja ze mnie. Wściekły wsiadam na rower i chociaż mam jeszcze 2 browary w planach ale znajdujące się na odległych przedmieściach postanawiam opuścić miasto i jechać w stronę słowackiej granicy. Najlepszą dla mnie drogą wyjazdową byłą by krajowa "26" ale nie chcąc ryzykować zobaczenia zakazu na opłotkach miasta decyduję się na wyjazd boczną drogą zaczynającą się niedaleko miejsca gdzie jestem. Po początkowej ostrej wspinaczce docieram na szczyt wzgórza, cały czas towarzyszą mi romskie osiedla gdzie budynki wyglądają jakby powstały bez żadnych planów, wybudowane najczęściej jako malutki budyneczek do którego co jakiś czas dobudowywano kolejne pomieszczenia, każde okno inne, każdy dach inny. Tu znowu pojawiają się takie same pompy na wodociągach jakie widziałem zaraz po wjeździe na Węgry a które zniknęły gdy się skończyły romskie wioski. Do jednej z nich widzę nawet podłączony wąż który prowadzi do rozbudowywanego romskiego domu. Dojeżdżam do pierwszej wioski przy tej drodze i następuje odmiana. Dalsza droga jest po generalnym remoncie, nowy asfalt, wzmocnione pobocze i tak przez kilkanaście kilometrów. Docieram do Sajószentpéter gdzie na granicy miasta ponownie zaczyna się dziurawy asfalt i pojawiają się na nim wymalowane znaki sierżantów, pojawiają się też drogowskazy dla rowerzystów które widzę po raz pierwszy na Węgrzech. Tym sposobem docieram do Berente, sąsiedniej miejscowości omijając krajówkę. W Berente znajdują się olbrzymie zakłady chemiczne, właśnie minęła godz. 18 i morze robotników wylewa się na bardzo dziurawą drogę rowerową. Jakoś udaje mi się ich wyprzedzić bo dopiero niewielu z nich na nią weszło ale za to zaczyna się wyprzedzanie mnie przez tych co wyjeżdżają na skuterach, wyprzedzanie z obu stron gdy ja lawiruję pomiędzy dziurami. Nikt nie korzysta z ulicy obok tylko pchają się na drogę rowerową. Jakoś udaje mi się dotrzeć do Kazincbarcika gdzie kończy mi się droga rowerowa, muszę dopompować tylne koło bo mi od jakiegoś czasu dobija na dziurach. Wjeżdżam na krajową "26" i nią przejeżdżam przez miasto ale wjeżdżając na peryferie mam znowu zakaz z opcją "dojazdu docelowy", korzystam z tego i jadę dalej licząc że uda mi się dojechać do bocznej drogi w którą będę skręcał. Niestety po jakiś dwóch km. na rondzie mam już bezwarunkowy zakaz, szukam jakiejś drogi którą ominę ostatnie kilometry tej krajówki, znajduję tylko drogi polne. Zastanawiam się co robić bo żadnej innej alternatywy nie widzę a do bocznej drogi którą chcę jechać dalej mam jeszcze kilka kilometrów. Skręcam w osiedlową ulicę na końcu której powinienem mieć wjazd na drogę polną. Pierwsze podejście i pudło, ktoś na tej polnej drodze postawił płot powiększając o nią swoje podwórko, drugie podejście i to samo. Dopiero za trzecim razem udaje mi się wjechać w polną drogę, przejeżdżam nią za tymi zabudowaniami które blokowały mi wcześniej wjazdy. Docieram do kolejnej drogi polnej, później do kolejnej itd., przejeżdżam w ten sposób kilka km. Już widzę samochody na mojej docelowej bocznej drodze ale widzę też łąkę dobrze rokującą na nocleg i postanawiam tu się zatrzymać. Już po ustawieniu namiotu gdy jem kolację na łąkę wychodzą dwie sarny i jak tylko mnie zauważają to dają susa w zarośla z których wyszły. Później wychodzi jeszcze koziołek i gdy tylko mnie zauważa robi to samo co sarny tylko że przy okazji ucieczki wydaje bardzo głośne dźwięki jak by mnie wyzywał. Powoli obchodzi za zaroślami całą łąkę i cały czas mnie wyzywa że zepsułem mu randkę. Dzisiejszy dystans to 92 km. (1107)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (13)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dzidek1960
Zdzisław Wasiołka
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 63 wpisy63 1 komentarz1 560 zdjęć560 0 plików multimedialnych0