Wstaję, dzisiaj żaden ciągnik mnie nie wygania z pola, spokojnie jem śniadanie, robię notatki, pakuję się i w drogę. Najbliższy cel to browar w Hajdúböszörmény. Docieram do niego, witam się z właścicielem, nie ma problemu aby obejrzeć browar, zrobić fotki, rozmawiać nawet nie próbujemy bo widać że on nie ma za bardzo czasu. Żegnamy się i wyruszam przez miasto w kierunku krajowej "35" która jest alternatywą dla autostrady M35, liczę że biegnąc obok autostrady nie będzie miała zakazu ruchu rowerów. Gdy już przejechałem przez miasto i kawałek poza nim, gdy już mam wjeżdżać na krajówkę dostrzegam charakterystyczny znak zakazu. Szukam rozwiązania na mapach ale okazuje się że muszę wrócić do miasta aby odbić na boczne drogi. Wcześniej o tym nie wiedziałem ale właśnie wjechałem na obszar Wielkiej Niziny Węgierskiej i gdzie nie spojrzeć to step a na nim porozrzucane stajnie i wiaty dla pasących się krów i koni. Otwarta przestrzeń ma to do siebie że nawet najmniejszy wiaterek ma gdzie się rozpędzić. Mimo że dziś nie jest tak upalnie jak w poprzednie dni to wiatr znad stepu jest gorący. Cały dzień przedzieram się przez ten stepowy krajobraz, na początku był on dla mnie ciekawy, jeszcze nigdy nie widziałem stepu ale z biegiem dnia stawał się dla mnie coraz bardziej nudny. Docieram do Tiszacsege nad Cisą, dochodzi godzina 18 więc postanawiam skorzystać z kempingu nad Cisą. Nic z tego, kemping mimo pełni sezonu zamknięty a właściwie to pozamykane wszystkie pomieszczenia a sam teren ogólnie dostępny. Wygląda na likwidację. Przepływam promem na drugą stronę Cisy, prom jest płatny, odjeżdżam kawałek i widzę że wałem wzdłuż rzeki prowadzi asfaltowa droga rowerowa. Zatrzymuję się i sprawdzam jak płynie Cisa, być może była by to fajna alternatywa do tych dziurawych dróg. Niestety ale Cisa ucieka gdzieś w bok z dala od kierunku w którym chcę jechać, Zauważam jednak że za chwilę znowu zaczną się stepy, przynajmniej tak to wygląda na mapach, więc postanawiam się gdzieś w pobliżu rozbić na noc, nie chcę ryzykować noclegu na otwartej przestrzeni. Znajduję ładne miejsce nad samą Cisą, wykoszona przestrzeń przy samej rzece z drogą dojazdową z pewnością przygotowana przez wędkarzy. Mimo że to sam brzeg nie ma mowy o wejściu do wody bo brzeg bardzo mulisty i grząski a rzeka ma z 200 m szerokości. Rozstawiam namiot, dzwonię do żony i gdy z nią rozmawiam dostrzegam płynącą wydrę. Jest pięknie, woda, ryby, wydra, ptaki i wędkarze czatujący na sumy. Jest tylko jedno "ale", coraz bardziej natarczywe komary, trzeba uciekać do namiotu. Dzisiaj 84 km. (1015)