Geoblog.pl    dzidek1960    Podróże    Rowerem z Polski na WÄ™gry i z powrotem.    Tokaj, kraina nie tylko wina.
Zwiń mapę
2022
26
lip

Tokaj, kraina nie tylko wina.

 
Węgry
Węgry, Bököny
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 677 km
 
Rano, gdy w namiocie jem śniadanie na pole wjeżdża jakiś samochód, zatrzymuje się za moim namiotem, czyżby ktoś chciał się do mnie doczepić o ten dziki biwak? Słyszę że ktoś z niego wysiada, potem słyszę rozmowę jakiś dwóch facetów, ten który wysiadł wsiada ponownie do samochodu, trzaskają drzwi. Samochód rusza, przejeżdża koło namiotu i jedzie dalej skrajem pola a pasażer coś trzyma w wyciągniętej ręce. Domyślam się że to GPS i robią obmiar pola. Ledwo znikają za pagórkiem a na pole wjeżdża ciągnik z zestawem polowym, trzeba się szybko zwijać bo za chwilę zaczną prace polowe. Notatki zostawiam na później. Gdy kończę się pakować ruszają prace polowe, na szczęście jakieś 200 m ode mnie ale i tak po chwili kurz do mnie dociera. Zwijam się jak najszybciej i już o 8 jestem w trasie, w drodze do małego browaru w Tokaju. Wieczorem trochę poszperałem w necie i już wiem że drogi krajowe o jednocyfrowym oznaczeniu mają zakaz ruchu rowerów. Wjeżdżam na krajową "39", mogę nią jechać, niby krajówka a dziur pełno. Po drodze dostrzegam w jednej z wiosek bar kawowy więc zatrzymuję się na nią wzbudzając zainteresowanie miejscowych. Przy pomocy tłumacza google ledwo się dogadujemy. Ruszam dalej gdzie w szczerym polu na rondzie moja "39" krzyżuje się z "37" którą muszę dojechać do kolejnego ronda skąd odbija "38" mająca mnie doprowadzić do Tokaju. Niestety ale na "37" jest zakaz ruchu rowerów, odpalam mapy aby sprawdzić jak mogę jechać dalej a te nie chcą mi pokazać mojej lokalizacji. Jeszcze tego nie wiem ale podczas prawie całego mojego tułania się po Węgrzech nie będę miał dostępu do lokalizacji na mapach, mogę je tylko ręcznie przeglądać szukając miejsca w którym aktualnie będę. Teraz szukam alternatywnej drogi do tej "37" ale nic nie mogę znaleźć więc decyduję się na jazdę równoległą drogą polną, może nią uda mi się przebić do "38" chociaż nie wiem czy nią będę mógł jechać. Mam szczęście, jakoś udaje mi się dotrzeć do ronda i widzę że drogą do Tokaju mogę jechać, nie ma zakazu. Skwar robi się niemiłosierny a na około same winnice, krajobraz mocno się zmienił. Podziwiam winnice, niektóre usytuowane na tarasach, inne na łagodniejszych zboczach lub wręcz na płaskim terenie. Wśród nich znajdują się też zabudowania do których prowadzą drogi z zapraszającymi do odwiedzin tablicami. Przed Tokajem wjeżdżam na właśnie budowaną ścieżkę rowerową, z przyjemnością zjeżdżam z dziurawej drogi na piękny nowy asfalt DDR-ki. W Tokaju odnajduję jeden z niewielu browarów rzemieślniczych na Węgrzech, brama na posesję jest zamknięta ale bramy w budynkach są uchylone, nawołuję i nic. Gdy mam już odjeżdżać z budynku wychodzi jakiś facet rozmawiający przez telefon. Kiwam do niego i powoli podchodzi do ogrodzenia, pokazuję mu w tłumaczu "czy tu jest browar?" bo na budynkach nie ma żadnych oznaczeń, potwierdza. Ponownie przy pomocy tłumacza pytam się czy mogę go obejrzeć, nie ma problemu. Otwiera bramę i prowadzi mnie do budynku, okazuje się że jest piwowarem i browar prowadzi jeszcze z drugim mężczyzną który jest teraz zajęty pracą przy paletowaniu jakiegoś zamówienia piwa. Pozwala na zrobienie zdjęć i gdy już mam wyjeżdżać daje mi jeszcze na drogę buteleczkę jakiegoś piwa coś mówiąc a z czego ja zrozumiałem specjalna kawa. Dziękuję, żegnam się i ruszam do centrum Tokaju. Piwem okazał się bardzo fajny coffee stout z dodatkiem jakieś specjalnej odmiany kolumbijskiej kawy. W centrum Tokaju znajduję pierwszego na Węgrzech Nepomucena nieopodal mostu nad Cisą. Chcąc jechać dalej muszę przeprowadzić rower przez ten most bo jest na nim zakaz jazdy dla rowerów. Już na moście widzę że dalej też są zakazy, makabra ale jak to się mówi "pożyjemy - zobaczymy". Za mostem zaczyna się stara droga na plażę oznaczona jako droga pieszo-rowerowa, jadę nią a tam za ok. 200 m koniec drogi rowerowej. Dostrzegam jednak po drugiej stronie skrzyżowania wymalowanych na jezdni "sierżantów", jest dobrze ale niepokoi mnie znak "droga bez przejazdu". Dojeżdżam do końca tej drogi i dopiero tam zaczyna się droga dla rowerów z prawdziwego zdarzenia, biegnie nią międzynarodowy szlak rowerowy Eurovello. Droga z gładkiego asfaltu pozbawionego jakichkolwiek dziur ma kilkadziesiąt km długości, znajdują się przy niej miejsca do odpoczynku. Aż mi żal kierowców jadących obok po dziurawej krajówce. Upał jest dzisiaj straszny, nawet postój w cieniu drzew go nie łagodzi. Po raz pierwszy w tym kraju spotykam rowerzystów jeżdżących szosówkami, już myślałem że tu nikt nie używa takich rowerów ze względu na wszędobylskie dziury. Tą drogą docieram do Nyiregyhaza, miasta które poza centrum nie ma nic do zaoferowania. Dla mnie to miasto jest duże i brzydkie, jem tu obiad i odszukuję adres pod którym ma się mieścić browar rzemieślniczy. Zamiast niego znajduję pod tym adresem dużą firmę transportowo-spedycyjną. Jest tu co prawda mały budynek który mógł by c w przeszłości browarem ale teraz zamienia się w ruinę. Ruszam dalej odpuszczając sobie DK 4 bo już wiem że nią nie mogę jeździć. Jadę pseudo ścieżkami rowerowymi wytyczonymi na chodnikach gdzie zgodnie z węgierskim prawem mogę jechać tylko 10 km/h ale i tak na większości z nich nie da się jechać szybciej ze względu na nierówności i krawężniki. Odbijam w boczne lokalne drogi i jadąc na południe zastanawiam się czy jednak nie wjechać do Rumunii, do granicy już nie mam daleko a za granicą mam drogę na zachód którą mógłbym przejechać do kolejnego przejścia i wrócić z powrotem na Węgry. W ten sposób nadłożyłbym jeden dzień ale zaliczył kolejny kraj, kraj który miał być moim docelowym a ja mógłbym powiedzieć "byłem rowerem w Rumuni". Dochodzę jednak do wniosku że to było by robienie czegoś na siłę a dla mnie ta wyprawa ma być satysfakcjonująca i sprawiać przyjemność, rezygnuję. Zaczynam szukać miejsca na noc jednak dostrzegam na przydrożnych drzewach na krańcach mijanych wsi plakaty z wizerunkiem ni to lisa ni to wilka i dużym czerwonym napisem WARNING! Jest tam co prawda jeszcze jakiś tekst po węgiersku ale nic z niego nie rozumiem poza "area" czyli obszar. Wyciągam z tego mylną interpretację że jest to obszar występowania wilka. W tej sytuacji mam obawy przed nocowaniem w lesie i szukam jakiegoś opuszczonego miejsca z pozostałościami zabudowań. Jednak nic takiego tu nie znajduję. W końcu gdy czas do nocy mi się mocno kurczy i zaczyna zapadać zmrok wpisuję w tłumacza fragment tekstu z plakatu i wszystko jest już jasne - wścieklizna. Zjeżdżam z drogi na pierwsze dostępne pole, tym razem ze świeżym ścierniskiem które muszę dobrze zdeptać zanim postawię na nim namiot bo takie potrafi przebić podłogę namiotu. Z namiotu widzę pierwsze zabudowania miasteczka Bököny. Dzisiaj 104 km (931)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
dzidek1960
Zdzisław Wasiołka
zwiedził 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 63 wpisy63 1 komentarz1 560 zdjęć560 0 plików multimedialnych0