Jak zawsze u mnie, pakowanie na ostatnią chwilę powoduje opóźnienie wyjazdu. Zamiast o dziesiątej jestem gotowy do wyjazdu dopiero po godzinie jedenastej, akurat jak zaczyna padać. Czekam do dwunastej ale deszcz nie przestaje padać więc decyduję się wyjechać pomimo opadu. Jeszcze fotka na granicy miasta i myślę że wszystko jest OK. Niestety ale jakieś dwa km dalej gdy już nie pada orientuję się że zgubiłem flagę. Wracam więc rozglądając się za nią do miejsca gdzie zaczyna się ruch pieszych na targowisko, nie znajduję jej. Ruszam ponownie na trasę, mokry strój pomału zaczyna przesychać a droga nie przynosi żadnych wrażeń, wszak to moje tereny. Po drodze pozdrawia mnie kolega z pracy który akurat wyszedł z psem. Mijam Gostyń i widzę czarne niebo na północy, liczę że minę je bokiem. Niestety, ale za pobliskimi Piaskami dopada mnie burza. Nie mam gdzie się przed nią schować i przeczekać więc jadę dalej, znów moknę. Przed Jarocinem dzwonię do właściciela browaru w Jarocinie odnośnie wejścia i obejrzenia go. Niestety ale ze względu na trwający festiwal rockowy jest tak zajęty obsługą swoich stoisk że nie ma da rady, trudno, w pełni go rozumiem. W Jarocinie zatrzymuję się na obiad, wybieram "Spichlerz Polskiego Rocka". Potem robię kilka fotek pobliskich murali i tak docieram pod pomnik "glana" oblężonego przez festiwalowiczów robiących sobie zdjęcia z nim. Również ja nie potrafię sobie odmówić takiej fotki więc cierpliwie czekam aż zwolni się miejsce. Trochę rozmów a czas ucieka. Mam też pierwsze Nepomuki upolowane w Jaraczewie i jednym z kościołów Jarocina. Dla niezorientowanych Nepomuki to przedstawienia św, Jana Nepomucena, czeskiego świętego. Ruszam dalej, kolejnym celem Browar Turek i kolejny dzisiaj raz mam deszcz. Znowu przesycham i trafiam na kolejnego Nepomuka w Grabie, trzeba zrobić fotki. Jadąc dalej docieram go Królikowa gdzie na łące będzie moje pierwsze obozowisko, rozkładam namiot. Dzisiejszy dystans to zaledwie 118 km.