Próba podjechania pod Śnieżkę.

Ranny wyjazd z kempingu, wczoraj wyprane ciuch nie wyschły przez noc. Mocuję je na wierzchu bagażu pod gumami trzymającymi, będą schły po drodze. Zjeżdżam do Tanvaldu inną drogą, którą znalazłem na mapie w kempingu. Prowadzi ona przez osiedle bloków ale omija remontowany odcinek. Po zjechaniu do centrum kieruję się w dobrze mi znanym z zakładowych wyjazdów kierunku. Jadę do Zlatá Olešnice do pensjonatu Na Vrších, pensjonatu należącego do polsko-czeskiej spółki gdzie można porozumieć się po polsku. Jem tu wczesny obiad, na termometrze 25° a to dopiero południe, nie znoszę temperatur powyżej tego poziomu. Jadę dalej przez Jablonec nad Jizerou docieram do Vrchlabí. Nie ma jeszcze piętnastej więc postanawiam przejechać "letní krkonošská pivní stezka" w skład której wchodzą 4 browary restauracyjne. Wydaje mi się, że mam dość czasu na jej pokonanie. Początek idzie gładko, Pivovarská bašta i Hendrych są na płaskim terenie. W Pivovarská bašta miła obsługa skora do żartów, nie ma problemu z nalaniem piwa w butelkę, biorę 0,6 l. ciemnego, które wypite później na kempingu nie bardzo mi smakuje. Intensywna goryczka spalonego słodu tłumi wszystko inne, czuję tylko ją. Można zrobić zdjęcia na sali gdzie jest warzelnia, do fermentatorni i leżakowni nie wpuszczają. U Henrycha przeciwieństwo, zdjęcia tylko budynku z zewnątrz pomimo tego, że cały browar znajduje się za szybami i w pełni jest widoczny. Piwa w butelkę nie naleją tylko trzeba kupić ich litrowego PETa. Biorę litr ich "16" i płacę 130 koron, pytam się o możliwość wzięcia podstawki i słyszę 5 koron za sztukę. Biorę dwie, płacę dychę i ku mojemu zaskoczeniu jest ona nabita na kasę a ja dostaję paragon. Jest to jedyne miejsce gdzie poza dużymi marketami dostałem paragon, nigdzie indziej go nie wydali. Ruszam do Penzion Andula w Strážné gdzie mieści się Minipivovar Friesovy Boudy. Tu początkowy około 4 kilometrowy odcinek drogi wygląda podobnie jak końcowy odcinek podjazdu pod Ještěd, potem mam ponad półkilometrowy ostry zjazd i zaczyna się stromy podjazd. Pierwsze dwa kilometry podjeżdżam normalnie na najmniejszym przełożeniu. Później robi się tak stromo, że stwierdzam iż mój treking się nie nadaje na takie trasy. Około 3,5 km jadę zygzakiem od jednej krawędzi asfaltu do drugiej, w ten sposób niweluję nachylenie drogi, której inaczej nie podjadę. Mijam drogę do Anduli, postanawiam tu wstąpić w drodze powrotnej aby nie jechać szutrem pod górę. Niestety czas płynie szybciej niż kilometry. Chociaż dojechałem powyżej Anduli dochodzę do wniosku, że przed nocą nie dojadę do Minipivovaru Luční bouda który znajduje się tuż przy granicy z Polską trochę poniżej Domu Śląskiego pod Śnieżką. Jest to najwyżej w Czechach a podobno również w Europie położony browar. Odbijam w bok i zjeżdżam do Anduli. Tu mam miłą obsługę i niemiłe zaskoczenie, brak ich piwa. Oferują Henrycha, biorę małą "10" i dwie podstawki Anduli, tu za darmo. Szybko zjeżdżam na dół, ryzykuję i próbuję pobić swój rekord prędkości na rowerze (78 km/h) ale bagaże i kręta droga nie pozwalają, dochodzę do 66 km/h. Droga powrotna zajmuje mi kilka minut mimo że pod górę zajęła grubo ponad 3 godziny. Szukam kempingu, jak do niego docieram zaczyna kropić deszczyk. Kemping jakiś taki pozaklasowy gdzie za część sanitarną służy barak, w którego połowę wciśnięto toaletę męską a w drugą damską, w męskiej jest natrysk, sedes i w wąskim korytarzyku dwie umywalki z małym lusterkiem na bocznej ścianie. Na cenniku widzę, że będę miał do zapłaty 120 koron. Szybko rozbijam namiot, na termometrze 20°, zapada zmrok. Robię kolację, wypijam piwa z dzisiejszych browarów i idę spać. Dzisiejszy dystans to 77 km, więcej niż się spodziewałem.

Zdjęcia (15)

Komentarze (0)