Krótko po północy budzi mnie dziwny dźwięk, jakiś ryk. W okolicy chyba wszystkie psy szczekają a ryk się znowu powtarza. Przewracam się na drugi bok i śpię dalej. Jakieś dwie godziny później budzę się i idę podlać krzaczki. Rozpinając zamek namiotu słyszę ten sam ryk będący odpowiedzią na dźwięk zamka, dochodzi z innej strony ale nadal od lasu i z niewielkiej odległości. Pierwszym skojarzeniem jest słynna z ogórkowych sezonów lat poprzednich pantera ale że zawsze z tych informacji się śmiałem to i tym razem stwierdziłem, niemożliwe. Przypuszczam, że mógł to być ryś. Do rana spokój, wstaję, zdejmuję górną część poszycia namiotu i czekam aż słońce go przesuszy. Namiot mimo dużych powierzchni wentylacyjnych, gdy nie ma wiatru ma tendencję do osiadania pary od wewnątrz i często jest w środku mokry. Po śniadaniu około 10,00 wyruszam w trasę, cel zdobyć Ještěd, szczyt górujący nad Libercem. Po drodze jeszcze podjeżdżam pod Pivovar Konrad, oglądam go z zewnątrz, pytam się na bramie o możliwość zwiedzenia ale nie ma takiej możliwości. Jest to jeden z nielicznych w moich planach dużych browarów, mam go po prostu po drodze. Jadę dalej i kolejna ulica całkowicie zamknięta, nie ma nawet możliwości przeprowadzenia roweru a że to boczna uliczka nie ma oznakowanego objazdu. Po kilkunastu minutach poszukiwań znajduję możliwość objechania tego odcinka. Po kilkuset metrach zjazdów i podjazdów docieram do drogi prowadzącej na szczyt. Blisko 12 kilometrowy stromy podjazd, który na łagodniejszych odcinkach takich jak pod wiatrakami w Osiecznej daje możliwość trochę odsapnąć. Oczywiście, nie jestem w stanie go pokonać bez zsiadania z roweru, dwa - trzy razy się zatrzymuję aby trochę odpocząć. Ostatnie 3 kilometry to tak jak pod Belęcinem a miejscami i dużo stromiej, bez żadnych wypłaszczeń, cały czas pod górę. Ostatnie 500 metrów ktoś oznaczył na asfalcie 500, 400, 300 itd. Te setki strasznie się ciągnęły, przypuszczam że przekraczały 12% a ja jadąc 4 - 5 km/h i tak wyprzedzałem pieszych wchodzących na szczyt. Trud wysiłku wynagradzały widoki. Na szczycie dłuższy odpoczynek. Widząc jak czescy rowerzyści wszędzie piją piwo i ja je wypiłem, małe bo na duże zabrakło determinacji. Po godzinie zjazd, pomimo ciągłego używania hamulców i tak prawie cały czas 60 km/h. Przypuszczam, że gdyby nie bagaż i normalny ruch (piesi, samochody i motocykliści) to bez trudu dobiłbym do setki. Po około 4 km zator, jedzie dźwig a za nim sznur samochodów i tylko 40 km/h. Docieram do miasta i tym razem nie kieruję się w jego boczne uliczki tylko na krajową 35 i z niej na 14. Obie drogi mają status dróg krajowych ale w obrębie Liberca wyglądają jak autostrady. "14" za Libercem zmienia się w normalną krętą górską drogę. Zatrzymuję się w Jablonec nad Nisou, małe co nieco na żołądek. Oglądam zaporę na Nysie Łużyckiej, tu maleńkiej rzeczce i zbiornik zaporowy będący miejscem rekreacji dla mieszkańców. Są tu kąpieliska, wypożyczalnie kajaków, mała gastronomia itd. Ruszam dalej i docieram do Tanvaldu, małego miasta niedaleko Harrachova. Tu przed miejscowością dostrzegam dużą tablicę z info o kempingu. Ostro zjeżdżam do centrum miejscowości ale nigdzie nie widzę informacji jak jechać do kempingu. Pytam się o drogę i wskazują mi szczyt wzniesienia po drugiej stronie doliny. Prowadzi do niego stroma stara droga. W pewnym miejscu zamknięta, zerwana nawierzchnia, żwir, robią kanalizę. Nie wiedząc jak to objechać wjeżdżam na ten odcinek. Miejscami muszę pchać rower a miejscami ciężko jadę. Docieram na mój pierwszy kemping, tu na wiszącej mapie widzę że z wioski przed Tanvaldem przez którą przejeżdżałem prowadzi droga na ten kemping bez większych podjazdów. W recepcji opłacam 68 koron za postawienie małego namiotu i jedną osobę, jeszcze o tym nie wiem ale jest to mój najtańszy kemping tego wyjazdu. Dostaję klucz do toalet i bramy wjazdowej. Na miejscu jest duży budynek z czterema toaletami, męską, damską, inwalidzką damską i inwalidzką męską. W męskiej są 3 kabiny natryskowe, 3 ubikacje, 4 pisuary i 4 umywalki, jak dla mnie rewelacja za tak niewielkie pieniądze.Do tego jest jeszcze sala sportowa i pub, restauracja jest w odległości około 100 metrów od kempingu. Polecam ten obiekt każdemu kto by się chciał zatrzymać w tej okolicy. Biorę ciepłą kąpiel, piorę ciuchy, robię kolację popijając piwko i idę spać. Dzisiaj padło 60 km, najmniej w całym tripie ale też trasę rozpocząłem od dużego wysiłku.