Pobudka, śniadanie i wyjazd, jak co dzień. Kierunek Milicz, wjeżdżam na boczne drogi Wzgórz Trzebnickich. W pewnym momencie kończy mi się droga publiczna a zaczyna droga wewnętrzna Lasów Państwowych. Po przejechaniu iluś tam kilometrów po asfalcie dziurawym jak ser szwajcarski tu wjeżdżam na piękny gładki asfalt. Niestety, coś za coś. Na drodze wewnętrznej całkowity brak oznakowania o kierunku jazdy. Jadę na niucha i mam nadzieję, że w dobrym kierunku. Tych dróg wewnętrznych jest tu naprawdę sporo i sporo kilometrów do pokonania na nich. Na domiar złego tylna piasta znowu trzeszczy i zaczyna szarpać, pozostaje szukać serwisu rowerowego lub ryzykować jazdę. Ponieważ na rozsypanym łożyskowaniu przejechałem już ponad 100 km to ryzykuję. Zatrzymuję się w Miliczu, oglądam ruiny zamku i pałac, do których w czasie wcześniejszej wizyty w tym mieście nie dotarłem. Jadę dalej do Szkaradowa zobaczyć jak postępują prace przy budowie browaru Nepomucen, nie zastaję jednak nikogo ale dostaję telefonicznie zgodę na wejście.. Widzę co się zmieniło na zewnątrz, szkoda tylko że nie mogę zajrzeć do środka. Ruszam dalej ale tylna piasta nie wróży nic dobrego. Docieram do Zaorla ale wioski już nie udaje mi się przejechać. Koło mi się blokuje i mam ostre hamowanie. Przewracam rower kołami do góry, demontuję koło i mam kolejny problem. Nie mam klucza "17" aby rozkręcić oś, na szczęście w pobliskim gospodarstwie mi go użyczają. Rozkręcam oś, z kulek groch z kapustą, jedna rozsypana w drobny mak a druga w dwóch częściach. Jak wyglądają bieżnie to chyba nie muszę pisać. Zastanawiam się co zrobić, kombinuję i wykombinowałem. Skręcam oś tak aby z jednej strony mieć łożyskowanie a z drugiej coś w rodzaju łożyska ślizgowego. Postanawiam dojechać do Miejskiej Górki i znaleźć jakiś serwis, w ostateczności wiem że taki jest w Krobi ale ona nie jest mi po drodze. O dziwo, rower idzie nadspodziewanie dobrze, mijam Miejską Górkę, znowu ryzykuję i jadę na Poniec. Momentami strasznie piszczy ale nie stawia większego oporu, może uda się dojechać do domu. Bez oglądania przejeżdżanych miejscowości, z których większość i tak znam, jadę w stronę domu. Chcę mieć pewność, że w razie czego nie zastanie mnie noc w drodze. Docieram do domu około 18,00. Jutro trzeba będzie rozebrać koło, już się boję co tam zobaczę. W ostatnim dniu tripu przejechałem 108 km.